Jestem wielkim fanem podcastów. Jedną z moich stałych pozycji na pleyliście jest audycja Tima Ferrissa. Od wielu lat w programach Tima przewijał się temat tzw. pięciominutowego dziennika (5 Minute Journal). To jeden z tych dziwnych nawyków, których nawet nie próbowałem zrozumieć, a co dopiero przyswoić. Notatnik! Pióro i papier w XXI wieku! Sama idea brzmiała zbyt absurdalnie, aby się nią zająć. W tym roku coś się jednak zmieniło. Opowiem Ci, dlaczego zacząłem prowadzić dziennik, jak to robię i dlaczego sam powinieneś/powinnaś spróbować.
Dlaczego?
Idea prowadzenia dziennika zaczęła atakować mnie z każdej strony. To trochę jak z kupnem nowego auta. Gdy masz w głowie upatrzony model, to nagle zaczynasz dostrzegać go na każdym kroku. Twój mózg wyłapuje go bezwiednie na parkingu przed supermarketem, w sznurze aut na skrzyżowaniu. Nagle masz wrażenie, że pół miasta jeździ Twoim wymarzonym pojazdem. Dokładnie tak było u mnie z notowaniem. Wystarczyła mała myśl. Może jednak warto spróbować? To wystarczyło, abym na każdym kroku zaczął spotykać (wirtualnie i w „realu”) ludzi, którzy wychwalali zalety przelewania swoich myśli na papier. Z czasem idea przestała się wydawać taka absurdalna. Może jednak coś w tym jest? Przecież ci wszyscy ludzie nie mogą się mylić. Nie pozostało nic innego, jak spróbować.
Przypadek? Nie sądzę…
Z natury jestem perfekcjonistą. Lubię porządek. Lubię też estetyczne i miłe dla oka przedmioty. Wiedziałem, że tworzenie dziennika wymagać będzie odpowiednich narzędzi. Na szczęście wybór był prosty. Jeśli notatnik, to Moleskine. Przypadek chciał, że w dniu, w którym postanowiłem zacząć notować, stałem w kolejce w jednym z dużych sieciowych sklepów. Tam właśnie, tuż przy kasie zauważyłem leżący na półce notatnik Moleskine. Nie miałem wyjścia. Musiałem go kupić. Cały świat mówił mi, że muszę zacząć notować.
Z jakich narzędzi korzystam?
Z reporterskiego obowiązku wspomnę, że korzystam z najprostszego modelu notatnika. Twarda okładka, czarna oprawa i kartki w linie (link). Nie jest to tania rzecz (jak na notatnik), ale jakość wykonania i przyjemność obcowania z tym przedmiotem jest tego warta. Można też zamówić oryginalny dziennik, ale osobiście nie widziałem w tym wielkiego sensu. Drugim elementem układanki było pióro. Tu nie musiałem czynić żadnych inwestycji. Korzystam ze starego Watermana, który towarzyszy mi od ponad 20 lat. Pisałem nim wiele egzaminów, z maturą włącznie. Parafowałem wiele ważnych umów i kontraktów. Mając komplet narzędzi, byłem gotowy na rozpoczęcie wprowadzania nowego nawyku.
Protip: znajdź odpowiedni notatnik i pióro. Warto, aby były to rzeczy, które po prostu Ci się podobają i z przyjemnością brać je będziesz do ręki. Postaw na jakość!
W jaki sposób notować?
Skorzystałem z formatu promowanego przez Tima Ferrissa. Pomysł jest prosty. Dziennik ma być maksymalnie krótki i treściwy. To jest kluczowa cecha, bo jak większość z nas nie mam po prostu zbyt dużo wolnego czasu. Nazwa 5 Minute Journal nie jest zatem przypadkowa. Każdego dnia zapisujemy po trzy rzeczy/zdania w pięciu kategoriach. Trzy z samego rana i dwie wieczorem. Najlepiej zaczynać tuż po obudzeniu i kończyć w łóżku, tuż przed snem. W porannych kategoriach mamy:
- Wdzięczność. Trzy rzeczy, za które jestem wdzięczny.
- Plany. Trzy rzeczy, które chcę zrobić danego dnia, a które sprawią, że dzień będzie udany.
- Afirmacja. Budujące zdania o sobie. Jaki jestem, jaki chcę być. Nie muszą być trzy.
Wieczorem do wypełnienia są:
- Retrospekcja. Trzy dobre rzeczy, które się dzisiaj wydarzyły.
- Do poprawy. Co mogłem zrobić lepiej? (tę sekcję traktuję jako opcjonalną. Nie staram się wypisywać trzech rzeczy. Czasem po prostu zdarza się idealny dzień 😄 )
Każdy z tych punktów ma swoje głębokie uzasadnienie naukowe. Taki zestaw pozwala się zatrzymać, skupić na najważniejszych dla siebie rzeczach i pozytywnie nastawić na cały dzień. Najlepiej przedstawią to autorzy pomysłu:
Mój przepis
Jak każdy nowy nawyk, także i ten wpisałem na listę moich codziennych zadań w Todoist. Dzięki temu mam dodatkowy mechanizm przypominania. To bardzo ważne w początkowym etapie wyrabiania nawyków. Z czasem pewnie z tego zrezygnuję, ale na razie dopisałem dwa proste zadania w dedykowanym projekcie:
Na każdy dzień przeznaczam dwie strony notatnika. Po prawej zapisuję właściwe punkty. Moleskine robi to idealnie. Liczba linii na pojedynczej stronie idealnie pasuje do układu 5-minutowego dziennika. Każdy z punktów nazywam słowem kluczowym, na górze wpisuję datę i już. Lewą stronę zostawiam na luźne notatki lub rysunki. Wieczorem dopisuję dwa ostatnie punkty i tworzę pusty szablon na kolejny dzień. Całość na pewno nie zajmuje więcej niż 5 minut..
Co mi to daje?
Zauważyłem, że prowadzenie takiego dziennika daje bardzo ciekawe efekty. Najważniejsze z nich to:
- Lepsze samopoczucie. Nie potrafię tego inaczej zdefiniować, ale ta krótka chwila, gdy zapisuję rzeczy, za które jestem wdzięczny, zmienia moje nastawienie na lepsze.
- Cele i produktywność. Najważniejsze zadania i tak zapisuję w Todoist, ale kluczowe punkty zapisane odręcznie sprawiają, że lepiej koncentruję się na priorytetowych danego dnia rzeczach.
- Retrospekcja. Na koniec tygodnia czy miesiąca z przyjemnością przeglądam notatki. W takiej formie są łatwiej przyswajalne, co sprawia, że analizowanie ostatniego okresu, wyciąganie z niego wniosków i planowanie kolejnych kroków jest po prostu łatwiejsze.
Podsumowanie
Czy prowadzenie dziennika jest dla każdego? Nie wiem. Uważam jednak, że każdy powinien spróbować. Wkład pracy i czasu jest minimalny, więc nawet jeśli się nie uda, to niczego nie ryzykujesz. Spróbuj i daj znać jak Ci poszło. Chętnie poznam Twoją opinię na temat notowania. Do następnego razu!